wtorek, 18 marca 2014

"Jack Strong" - o filmie moim okiem...

    Na ten film chciałam iść, przygotowałam się do niego czytając informacje o pułkowniku Kuklińskim oraz książkę "Mój przyjaciel zdrajca" Marii Nurowskiej.
Później wybierałam się do kina na seans, ale zanim to nastąpiło miały miejsce wydarzenia na Ukrainie i Krymie (to są realne wydarzenia) i to dzieje się obecnie. W XXI wieku, takie wydarzenia nie powinny mieć miejsca!!!!  Rosja ma zapędy totalitarne i zawsze je miała, do tego zawsze chciała mieć władzę nad całym światem. Po wydarzeniach do których doszło na Ukrainie, Polska może być kolejna....


   Patrząc na film przez pryzmat ostatnich wydarzeń stawiają one film w innym świetle, a historia Kuklińskiego nabiera innego znaczenia.
"Jack Stong" nie jest żadną lekcją historii - choć na początku są podane informacje, wydarzenia, na których oparty jest film. Pasikowski nie pyta czy Kukliński to zdrajca, patriota czy bohater. Dla mnie jest to na plus filmu.


W polskim kinie brakuje filmów szpiegowskich i thrillerów. Patrząc na film pod kątem gatunku, nie musimy się za ten film wstydzić.
   Film jest o życiu  rodzinnym, zawodowym pułkownika oraz o  pierwszych kontaktach z amerykańskimi służbami bezpieczeństwa.


   Film to historia Ryszarda Kuklińskiego (pułkownika Ludowego Wojska Polskiego), który zdecydował się na współpracę z CIA (akcja w filmie zaczyna się rozkręcać, właśnie gdy Kukliński zaczyna współpracę z CIA).
  Na czym polegała współpraca ? Pułkownik przekazywał informacje amerykańskiemu wywiadowi ściśle tajne informacje (niezliczoną ilość) na temat Układu Warszawskiego, skutkiem czego było uznanie go za zdrajcę narodu. Reżyser tak przedstawił przekazywanie informacji przez Kuklińskiego Amerykanom, że widz ma odnieść wrażenie, że to pułkownik decydował co przekazywał i nie były one wyciągane z niego na siłę. Jednak cena przekazywania informacji była ogromna - mógł  przypłacić wszystko życiem, ukrywanie wszystkiego przed żoną czy konflikt z synami.
  Na początku filmu jest scena która zapada w pamięć. wprowadza ona widza w realia zimnej wojny - Sowieci wrzucają do pieca hutniczego, żywcem rzekomego zdrajcę narodu.
  
  Mnie film rozczarował, mógł być znacznie lepszy. Główny bohater grany przez Marcina Dorocińskiego - dobrze zagrany, świetna charakteryzacja postaci) - ale postać mogłaby być żywsza, bardziej wiarygodna, bardziej prawdziwa.
  Jeśli ktoś liczył, że film będzie kontrowersyjny i tak samo zostanie potraktowana postać pułkownika Kuklińskiego może się zawieść.
  Ostatnia kwestia to pytanie czy historia, którą opowiedział Pasikowski odpowiada prawdzie?
Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam zgodnie z sumieniem i wiedzą


niedziela, 16 marca 2014

"Mój przyjaciel zdrajca" Marii Nurowskiej - przeczytane jako przygotowanie przed filmem "Jack Strong"

Wiedząc, ze powstaje film o pułkowniku Kuklińskim - chciałam się przygotować przed seansem tego filmu w kinie. O pułkowniku nie uczono mnie w szkole. Dopiero teraz nadrabiam zaległości czy luki w mojej wiedzy z historii. Żyjemy w XXI wieku - media nami manipulują, przedstawiają inną rzeczywistość (często jakże inną od istniejącej). Ja nie chcę być tą stroną, która jest manipulowana. Chcę sama budować swój światopogląd !!!!
Każdy musi sobie sam wyrobić zdanie na temat pułkownika Kuklińskiego. Ja nie będę go oceniała bo nie żyłam w tamtych realiach politycznych. Jego osoba na pewno wzbudza kontrowersje i będzie to robić nadal. Jedno jest pewne, że jego postać jest ważna z punktu widzenia historii Polski.

 Czytałam o pułkowniku Kuklińskim z różnych źródeł. Ale mojej uwadze nie mogła ujść książka Marii Nurowskiej "Mój przyjaciel zdrajca".
Powieść Marii Nurowskiej to zapis jej rozmów z Kuklińskim na przestrzeni kilku lat. Do ich spotkania doszło po oczyszczeniu pułkownika z zarzutów przez polską prokuraturę przed przyjęciem Polski do NATO oraz po jego późniejszej podróży do Polski. 
Książka ta ma styl opowieści prowadzonej przez głównego bohatera. Opowiadał on o służbie w wojsku, życiu prywatnym i ucieczce na Zachód. Ta książka to opowieść  (bardzo szczera opowieść człowieka !!!) - który dla Polski poświecił wszystko i nie żałował swoich decyzji.

Po przeczytaniu książki i obejrzeniu filmu - mogę powiedzieć, że film wzbogacony został o wątki sensacyjne. Ucieczka nie wyglądała tak jak to pokazano na filmie. Bo pułkownik opuszczał Polskę w charakteryzacji i z angielskim paszportem. Osobno opuszczała Polskę jego najbliższa rodzina i osobno on. W filmie pułkownik i jego rodzina opuszczają Polskę razem zapakowani do skrzyń. Cóż kino sensacyjne musi się przecież rządzić swoimi prawami!!! (trzeba zawsze dorzucić trochę dramatyzmu i ubarwić opowiadaną historię, żeby się lepiej oglądało widzowi).

Pułkownik snując opowieść o swoim życiu - zwraca uwagę, że jako żołnierz (wojskowy) - taki który był wtajemniczany w tajemnice państwowe miał inne spojrzenie na wszystko. Do mnie ta argumentacja trafia bo większość ludzi nie zdaje sobie sprawy jak może wyglądać najczarniejszy scenariusz (jak skonstruowany jest dany system i jak działa).
Moim zdaniem pułkownik zgodził się na napisanie książki o nim bo chciał się oczyścić z zarzutów jakie były przez całe jego życie kierowane w jego stronę. Chciał przedstawić swoją historię, swoją wersję wydarzeń....(książka miała się ukazać wedle jego woli po jego śmierci i tak też się stało).
Nas współczesnych chciał zostawić z naszym własnym zdaniem....o jego decyzji...

Ta książka to nie same suche fakty historyczne dużo dowiadujemy się o jego życiu prywatnym, o jego słabościach, osobistych dramatach.... Czytając książkę pułkownika Kuklińskiego  odebrałam jako osobę inteligentną, bardzo zdolną, wytrwałą, ale i skomplikowaną, z wadami i zaletami jak każdy z nas.
 Zamiast zajmować  się domowymi obowiązkami - chłonęłam tą książkę (odkładałam ją i wracałam do obowiązków domowych - co chwila przysiadałam i czytałam urywkami).
Książka warta przeczytania także  przez  zupełnych ignorantów w dziedzinie historii czy polityki.


A tu jeszcze jeden z fragmentów z książki mówiący wiele :

poniedziałek, 3 marca 2014

"Jesteś cudem" Reginy Brett - inspiracją w trudnych chwilach, które przyniosło życie...


Potrzebna mi była książka, która będzie dla mnie inspiracją.
Ta taka była :).
Potrzebna mi była książka, która odbuduje mi moją wiarę w ludzi - bo ludzie są okropni (nie piszę tu, że wszyscy bo chcę jeszcze wierzyć, że tych dobrych i wartościowych można jeszcze spotkać
Ta taka była :).
   Zgadzam się z przesłaniem książki w 100% że w życiu potrzebne są wartości.
Brett nie moralizuje w książce i nie narzuca swojego punktu widzenia tylko przedstawia wszystko tak, aby czytelnik się zastanowił i sam powyciągał wnioski. To jest plusem w książce.

   Ja trafiłam na tą książkę gdy cały mój dotychczasowy świat  "runął". W  moje myśli i życie wkradł się chaos i niepewność. Nie zawsze nasze życie układa się po naszej myśli i zaskakuje nas niespodziankami, które niekoniecznie są miłe i przyjemne. A mnie życie przyszykowało niespodziankę z kategorii nie miłe, której nie spodziewałabym się w najczarniejszych snach.
   Ta książka stała się w tych trudnych chwilach mojego życia pożywką nie tylko dla mojego umysłu, ale i dla mojej duszy. Ludzie często potrzebują wsparcia, a to może wynikać z wielu rzeczy, względów, przeżyć, ale nie zawsze mogą je gdziekolwiek czy u kogokolwiek znaleźć. Ale jeśli tak już się stanie jedynym wyjściem jest szukanie takiego wsparcia w słowie pisanym. Ja takie wsparcie znalazłam w książce "Jesteś cudem" i polecam ją innym.

Treść książki przesycona jest wiarą w człowieka i jego dobroć. Autorka pisze, że  we wszystkim co robimy należy widzieć misję i ważny cel. Bo cud może się zdarzyć tu i teraz. Do mnie te słowa trafiają bo takich słów właśnie potrzebowałam. Ja w momencie czytania książki po prostu potrzebowałam ciepła, wsparcia, pozytywnych myśli. A nie zrozumie potrzeby ciepła ten, kto nie czuł nigdy ogromnego chłodu. Brett na dodatek pisze lekko, a z jej słów bije ciepło. Dodatkowo to świetna obserwatorka życia. Cechuje ją empatia i mądrość.
Sama autorka książki to doświadczona przez los dziennikarka - więc sama doskonale wie, że szczęście zależy  od nas samych. Nasze decyzje, wybory - które w rzeczywistości nie są takie trudne jak nam się czasem zdaje mają wpływ na to czy będziemy szczęśliwi czy nie.

Niektórzy mogą stwierdzić, że autorka pisze o banałach i błahostkach.
Ale o błahostkach i banałach też należy pisać, przypominać o nich. To o czym pisze autorka, większość zna, widzi i zauważa na co dzień. Ale zawsze jest jakieś ale ??? Czasem wielu ludziom - należy niektóre rzeczy wskazywać przysłowiowym palcem, przypominać dawno zapomniane wartości, pokazać że drzemie w nich siła czy wskazać inny sposób na życie. Może na niektórych, jeśli tę książkę przeczytają będzie miała ona wpływ, zmieni ich światopogląd i sposób myślenia.
Co do mnie książka ta nie przewróciła mojego światopoglądu - ja te wszystkie rzeczy zauważam wokół.
"Jesteś cudem" to jeden z wielu poradników - ja wcześniej nie sięgałam po taki rodzaj książki. Jednak się cieszę, że akurat ta książka padła  w  moje ręce i na pewno nie jest to książka z kategorii tych niepotrzebnych czy bezwartościowych wręcz odwrotnie.

Najpierw uwierzmy w siebie, później postępujmy, w życiu tak by to inni widzieli w nas cud - ta myśl to chyba cała kwintesencja książki :).

A tu kilka słów o autorce książki :

niedziela, 2 marca 2014

torcik bezowy z bitą śmietaną i owocami

Mój pierwszy torcik bezowy - wyszedł prawie idealny. Pomijając fakt, że się trochę pokruszył, ale to mało istotny szczegół. Następny wyjdzie doskonały.
 Składniki:
białka z 4 jajek ekologicznych
250 g drobnego cukru

dodatkowo:
300 ml śmietanki 30 %
owoce do udekorowania wierzchu - u mnie plasterki pomarańczy, kiwi i kumkwatów

Wykonanie:
   Rozgrzewam piekarnik do 180 stopni Celcjusza. Blachę do pieczenia wykładam papierem do pieczenia i rysuję na nim małym talerzykiem dwa okręgi (można jeden duży okrąg dużym talerzem, ale u mnie tym razem - dwa mniejsze).
  Białka wrzucam do miski dodaję szczyptę soli i ubijam mikserem na największych obrotach. Ubijam białka do czasu aż będą sztywne - najlepiej to sprawdzić odwracając miskę z nimi do góry dnem :)
Ubitą na sztywno pianę , nakładam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia (uzupełniam nią narysowane okręgi - na konie spłaszczam wierzch bezy i wygładzam boki).
Wstawiam blachę do piekarnika - od razu jak ją wstawię zmniejszam temperaturę na 150 stopni Celcjusza.
Piekę może bezy przez około godzinę i 45 minut.
Po tym czasie wyłączam piekarnik i zostawiam ją w środku do zupełnego ostudzenia (jeśli mamy piekarnik uchylamy drzwiczki).
Ubijam śmietankę kremówkę (schłodzoną), aż będzie sztywna (ale nie tak, żeby powstało masło).
Wyjmuje bezy z piekarnika, przekładam je na dużą deskę kuchenną i zdejmuję z nich papier do pieczenia. Przekładam pierwszą na talerz, nakładam na nią połowę bitej śmietany. Pierwszą bezę, którą przykryłam porcją śmietany - przykrywam drugą bezą i wykładam na nią resztę śmietany.
Wierzch dekoruję świeżymi owocami - u mnie pomarańczą, kiwi i kumkwaty.