wtorek, 25 lutego 2014

"Fikołki na trzepaku" Małgorzaty Kalicińskiej - mój przewodnik po tym co się jadało i jak się żyło na codzień i od święta w czasach PRL-u

Do twórczości Małgorzaty Kalicińskiej zraziłam się po obejrzeniu przypadkiem kilku odcinków sagi rozlewiskowej. Ale pewnie z czasem sięgnę po nią żeby wyrobić sobie opinię.
Na "Fikołki na trzepaku"  trafiłam przypadkiem na kiermaszu książek i zastanawiałam się czy dorzucić je do książek już wybranych czy nie. Jednak je wzięłam bo czasem dobrze jest  przeczytać i lżejszą lekturę. Przekonałam się, ze Kalicińska pisze lekko, dowcipnie i porywająco.
 Polityki w książce nie znajdziemy, choć książka traktuje o okresie PRL-u. Nie ma w niej widma komunizmu, nie ma nic o represjach, nie ma nic o władzy, nie ma nic z tych strasznych rzeczy, które miały wtedy miejsce. Za to autorka  opisuje swoje beztroskie dzieciństwo,bo choć jest dojrzałą kobietą,była dzieckiem jak każdy z nas:)Opisuje wszystko widziane oczyma dziecka.
Książka podzielona jest na 5 tematycznych części :
*Saska Kępa, *Zwykłe życie, *Rodzina, *Wakacje, *Zmiany
"Fikołki na trzepaku" to bardzo ciekawy obraz Warszawy - bo Małgorzata wychowała się i spędziła  najwcześniejsze lata swojego dzieciństwa na Saskiej Kępie (na ulicy Międzynarodowej).
W sposób interesujący opisuje podwórko - którego centrum stanowił trzepak - miejsce spotkań towarzyskich,  wyczynów sportowych i miłosnych podbojów. Podwórko to była taka mała społeczność, ważna w życiu każdego małego człowieka.
W dzisiejszych czasach dzieci już tak nie spędzają czasu (bo wolą  go spędzać przed telewizorem, komputerem czy tabletem).
A szkoda!
W "Fikołkach na trzepaku" wspominana jest rodzina, przyjaciele, zabawy, podróże i obyczaje.
Koloryt PRL-u przedstawiony jest bezbłędnie.
W książce jest o tym co działo się w zaciszu domów,  o wyprawach do sklepów w których nic nie było, jest o jedzeniu, o  rozrywce (wspominane są nazwiska wykonawców, zespoły, aktorzy, aktorki czyli ówczesne gwiazdy).

Książka z klimatem, całość okraszona fotografiami w większości z rodzinnego albumu co dopełnia całości.

Ta fotografia umieszczona na jednej z pierwszych stron książki mówi wszystko sama za siebie.
Jest chyba najlepszą charakterystyką głównej bohaterki :).

 
 Sporo w książce możemy znaleźć smaków i potraw - bo jak pisze autorka - kulinaria to jej druga natura. Kulinaria są też w gestii moich zainteresowań. Dlatego z przyjemnością czytałam fragmenty dotyczące jedzenia.

Poniżej wstawiłam fragment dotyczący zakupów spożywczych - po mleko przychodziło się z bańką (kanką) - sama z taką kanką chodziłam po mleko, a po śmietanę ze słoiczkiem. Nie ma tu różnicy czy wychowałeś się na wsi czy w mieście (nieważne czy to lata 50 -60, 70 -80  wszędzie było tak samo :) Można zauważyć jak czasy się zmieniły- dawniej kanka na mleko czy słoik na śmietanę, a dzisiejszych czasach - mleko w kartonie czy plastikowej butelce to samo śmietana w plastikowym pudełku z długim terminem przydatności.  W tamtych czasach nie mówiło się o ekologii (nie produkowało się tyle plastiku, nie trąbiło się o zdrowej żywności (nie była ona wtedy  przetworzona i skażona).

Choć urodziłam się dużo później niż Małgorzata (bo na początku lat 80) i wychowywałam się na wsi nie w mieście to jednak w "Fikołkach na trzepaku" odnajduje wiele moich osobistych wspomnień.


Wciągały mnie w książce opisy wakacji , letniska (wsi białostockiej). W latach 60 -tych rodziców Małgorzaty nie było stać na wczasy (miastowi wtedy jeździli na wieś do bliższych i dalszych krewnych na letnisko). Rodzice Małgorzaty nie mieli nikogo na wsi. Ale ojciec Małgorzaty znalazł urokliwą wieś w okolicach Biebrzy zanim się ożenił, poznał tam kilku gospodarzy, później zabrał tam swoją żonę, która też pokochała Szafranki, Biebrzę i miejscowych ludzi i tak  przez wiele lat było to miejsce gdzie spędzali wakacje.
 Mama Małgorzaty była nauczycielką - więc wakacje na wsi trwały dwa miesiące.

Jak pisze Małgorzata - "Ogromną rolę w moim życiu odegrał nie tylko dom rodzinny i szkoła. Nie tak dawno mówiło się o małych ojczyznach. To podwórka, dzielnice, wsie, nawet babcine obejścia, które ludzie wspominają jako oazę spokoju. W wielkim stopniu ukształtowała mnie moja mała ojczyzna - Szafranki, białostocka wieś, zatopiona gdzieś w rozlewiskach Biebrzy"

Ludzi w większości kształtuje środowisko w jakim się wychowali. To jacy jesteśmy to prawie w całości zasługa domu rodzinnego, szkoły, dziadków, osób jakie w dzieciństwie spotkaliśmy na naszej drodze.
Mogę powiedzieć, że na mnie duży wpływ jako człowieka miały wakacje i czas spędzany u dziadków. Pamiętam żniwa, książki, które wtedy czytałam, co jadłam, zbiory truskawek czy pierwszych jabłek. Niedzielne wyprawy nad rzekę. Wyprawy na pierwsze grzyby, malwy u babci w ogródku itd. Też mogłabym pisać co pamiętam ze swojego dzieciństwa i wielu z nas ma w pamięci takie obrazki.

Fragmenty  z rozdziału WAKACJE.
Dzikich miejsc nietkniętych cywilizacją nie ma w Polsce.
Ja z nostalgią i zazdrością czytam o takich miejscach i nieskażonym zdrowym jedzeniu (najprostsze, wiejskie jedzenie jest najlepsze).







niedziela, 23 lutego 2014

czerwone curry z ciecierzycą i dorszem

                        Ja ostrość curry reguluje ilością pasty. My lubimy ostre, ale nie do przesady. Doprawiam curry tak aby czuło się smak i konsystencję pozostałych składników wchodzących w jego skład.
Curry zawsze podaje z ryżem jaśminowym, bo uwielbiam jego aromat :).

Składniki:
około 500 g filetów z dorsza (bez skóry)
około 500 g ciecierzycy (ja ugotowałam suchą) - ale można wykorzystać z puszki
puszka pomidorów siekanych lub taka sama ilość świeżych posiekanych
2 czubate łyżeczki czerwonej pasty curry
2 duże cebule
2 ząbki czosnku
2 łyżki klarowanego masła
200 ml mleka kokosowego
świeża pietruszka do posypania
Wykonanie:
Rozgrzewam masło w żeliwnym garnku i podsmażam na nim pastę curry, dorzucam do niej posiekaną w drobną kostkę cebulę i posiekany czosnek. Gdy cebula zmięknie i się zeszkli, dorzucam pomidory oraz dolewam mleko kokosowe. Gotuję zawartość garnka z 5 minut, żeby płyn odparował.
Po tym czasie dodaję cieciorkę i mieszam wszystko. Teraz na koniec delikatnie dokładam do sosu kawałki ryby (grubsza kostka).
I tu już nie mieszam zawartości garnka, żeby ryba się nie rozpadła. Gotuję curry jeszcze z 5 minut, żeby ryba zmiękła i się ugotowała.
Posypuję na koniec wszystko posiekaną natką pietruszki.
Curry podaje z ugotowanym na sypko ryżem jaśminowym.

czwartek, 20 lutego 2014

kruche ciastka z dżemem pomarańczowym

  Składniki:
180 g masła
pół szklanki cukru
1 duże jajko
łyżeczka proszku do pieczenia
2 szklanki mąki
1 szklanka dżemu (ja miałam domowej roboty pomarańczowy)

Wykonanie:
Do miski wsypałam mąkę, proszek do pieczenia, cukier następnie wbiłam jajko i dodałam masło. Zagniotłam ciasto na gładką  i jednolitą masę. Zagniecione ciasto włożyłam do zamrażarki na około pół godziny.
Po tym czasie rozwałkowałam grubiej ciasto, wykrawałam kieliszkiem od wina krążki. W każdym krążku palcami formowałam dołek, tak aby zrobić miejsce na dżem. Na każde ciastko w którym miałam zrobiony dołek kładłam łyżkę dżemu. Ciastka układałam na blasze wyłożonej papierem do pieczenia, zachowując odstępy (ciastka trochę rosną). Piekłam w 180 stopniach Celsjusza około 15 minut. Studziłam przed podaniem.

środa, 19 lutego 2014

sałatka słoikowa z cukinii i marchwi w zalewie z octu jabłkowego

          Przeglądając półki w spiżarce znalazłam ostatni słoik sałatki z cukinii i marchwi w zalewie z octu jabłkowego.
Sałatka ta to była taka moja inwencja twórcza z okazji tego, że dostałam latem w nadmiarze cukinii, nie mając na nią pomysłu zrobiłam z niej sałatkę do słoika na zimę.  Zalewa w zdrowszej wersji bo robiąc tą sałatkę wykorzystałam ocet jabłkowy  własnej roboty (piszę, że w zdrowszej wersji bo w składnikach zalewy znajduje się cukier).
Inna w smaku bo zalewa jest jak pisałam wcześniej na bazie octu jabłkowego a nie spirytusowego(dzięki temu sałatka jest delikatniejsza w smaku). Cały zapas zeszedł więc wychodzi na to że nam smakowała :).
Składniki:
4 kg młodej małej cukinii (takiej aby przez całą długość można było kroić skrobaczką do warzyw cienkie paski)
2 kg marchwi
2 kg cebuli
2 łyżki soli
1,4 l domowego octu jabłkowego
2 szklanki cukru
2 łyżeczki ziarenek pieprzu
15 -20 ziarenek ziela angielskiego
4 litry wody przefiltrowanej


Wykonanie:
   Cukinię myję i skrobakiem do warzyw przez całą długość kroję na plastry. Tak samo robię z marchewką. Cebulę zaś obieram i kroję w piórka.
Wszystkie warzywa wrzucam do dużej miski, zasypuję solą, mieszam wszystko dokładnie wszystko i odstawiam na kilka godzin przykryte ściereczką.
Po kilku godzinach odciskam sok, który puściły warzywa . Następnie przygotowuję marynatę z wody, octu, cukru  z dodatkiem przypraw (czyli z zielem angielskim i ziarenkami pieprzu).
Warzywa po odciśnięciu soku układam w wyparzonych słoikach. Warzywa w słoikach zalewam zalewą tak, aby zawartość słoika została przykryta. Zakręcam słoiki i pasteryzuję przez około 25 minut. Po wyjęciu z garnka odwracam słoiki do góry dnem i zostawiam do ostygnięcia.

wtorek, 18 lutego 2014

bitki schabowe w sosie z dodatkiem pieczarek

Bitki na obiad powstały jako dodatek do klusek śląskich. Tym razem z dodatkiem pieczarek.
Zrobienie takich bitek nie wymaga zbytniego zachodu. Ja się nie napracowałam i mój domowy łakomczuch był zadowolony.
 Składniki:
4 kotlety schabowe
1 większa cebula
kilka mniejszych pieczarek
1-2 ząbki czosnku
mąka
olej do smażenia
listek laurowy
2-3 ziarenka ziela angielskiego
sól
świeżo mielony czarny pieprz

Wykonanie:
Kotlety schabowe rozbijam, żeby nie były grube i obtaczam je w mące. Cebulę obieram i siekam w drobną kostkę, pieczarki płuczę i siekam w paseczki. Na patelni rozgrzewam odrobinę oleju i przesmażam na nim pieczarki razem z cebulką. Gdy już się podsmażą przekładam do garnka. Na patelni na której smażyłam pieczarki i cebulkę wlewam odrobinę oleju. Następnie podsmażam na rumiano obtoczone w mące rozbite kotlety. Gdy już będą zrumienione z obydwu stron też przekładam je do garnka. Zawartość garnka zalewam wodą, tak aby jego zawartość była przykryta. Dodaję listek laurowy i ziarenka ziela angielskiego.. Ścieram na drobniutkiej tarce ząbki czosnku. Duszę do czasu, aż mięso będzie miękkie, a sos zgęstnieje (sos będzie gęsty od mąki w której obtoczyłam rozbite kotlety). 
W razie nadmiernego wyparowania wody,uzupełniam ją. Na koniec doprawiam solą i świeżo mielonym czarnym pieprzem. Bitki podałam z kluskami śląskimi.

niedziela, 16 lutego 2014

domowy rosół z kury z domowym makaronem - najlepszy...

    W mojej kuchni - rosół gotuję tylko wtedy gdy mam mięso, które zostało wyhodowane  na wsi. Więc nie jest to coniedzielny obiad.  Najczęściej gotuję go zimą lub od święta. Wtedy podaję go z domowym makaronem.
   Nie ma lepszego sposobu na rozgrzanie w mroźny dzień niż talerz gorącego rosołu. Rosół to doskonałe lekarstwo na sezonowe infekcje - bo dostarcza niezbędnych składników odżywczych, wzmacniając w ten sposób organizm w walce z chorobą.
Bulion na mięsie ekologicznym wpływa na produkcję komórek układu odpornościowego, a także zmniejsza stany zapalne w organizmie oraz łagodzi stany zapalne.
Jakie korzyści ma domowy rosół - np. nawilża śluzówki w nosie, łagodzi katar i kaszel (para z gorącego wywaru, a co za tym idzie zawarty w niej tłuszcz ma dobry wpływ na nasze gardło


    Na rosół nadaje się każde mięso. Dawniej gotowało się rosół na kościach wołowych i cielęcych oraz kilku gatunków mięsa - wołowinie, dziczyźnie, drobiu.
Ja gotuję swój rosół najczęściej z mięsa drobiowego - kura, kaczka czy indyk czasem nawet na mięsie króliczym.


     Jak w przypadku każdego domowego rosołu - niezwykły aromat to zasługa warzyw i przypraw. Marchew, pietruszka, seler, cebula, liść laurowy, ziele angielskie, pieprz to podstawa.
Można dodać kapustę włoską, czosnek, gałązki pietruszki czy tymianku, nawet goździki czy nitki szafranu.


     Jakich składników odżywczych dostarczy nam talerz domowego rosołu ?
Jeśli rosół ugotujemy z dużą ilością włoszczyzny wtedy organizmowi dostarczymy tego czego mu potrzeba.  Wtedy w rosole jest całkiem sporo minerałów, które w czasie gotowania do niego przeniknęły.
Te minerały to:
* POTAS (reguluje on gospodarkę wodną i ciśnienie krwi),
* FOSFOR, WAPŃ, MAGNEZ (niezbędne dla kości i zębów, serca, nerek i układu nerwowego.
Jedząc rosół dostarczamy organizmowi też porcje żelaza (zarówno pochodzącego z  warzyw, ale też tego lepiej wchłanianego przez organizm pochodzącego z mięsa).
Rosół zawiera także witaminy E,A, beta - karoten (silne antyoksydanty zwalczające wolne rodniki).

Moje główne tajemnice dobrego domowego rosołu:

1. Najważniejsze jest mięso (pochodzące z domowej zagrody lub hodowli),

2. Niedodawanie żadnych diabelskich przypraw naszych czasów (typu kostki rosołowe, wegeta itp) - które nie robią nic dobrego dla naszego zdrowia i organizmu , za to robią wiele złego).

3. Dobry rosół trzeba gotować około 3 godzin(im dłużej się go gotuje tym bardziej jest esencjonalny) Powinien by  gotowany na malutkim ogniu czyli tylko lekko "pyrkać" (gotowanie rosołu w ten sposób sprawi, że rosół będzie klarowny),

4. Mięso zawsze wkładam do zimnej wody (jeśli się tego nie zrobi i mięso włoży do wrzątku białko się szybko zetnie i nie odda ono całego smaku wywarowi).
  Składniki
* woda (używam przefiltrowanej),
* mięso ( kaczka lub kura z wiejskiej zagrody)
* włoszczyzna
- 2 marchewki
- 1 pietruszka
-  pół selera
-  mały por
- mała cebula (obrana i opalona nad palnikiem)
* przyprawy
- kilka ziarenek ziela angielskiego,
- kilka ziarenek pieprzu
- 2-3 liście laurowe
- sól
 Natka pietruszki i świeżo zmielony pieprz do podania


Wykonanie:
    Najpierw szykuję wielki 10 litrowy garnek. Następnie płuczę dokładnie mięso, umieszczam w garnku i zalewam zimną wodą. Dodaję obraną i opłukaną włoszczyznę oraz przyprawy. Włączam palnik na malutki płomyk. Rosół ma "pyrkotać"  czy lekko bulgotać. Kiedy po zagotowaniu na powierzchni zbiorą się "szumowiny" zbieram je z powierzchni. Rosół bulgocze mi na kuchence około 3 godzin. Po skończeniu gotowania rosół przelewam przez metalowe sitko celem usunięcia fafrocli i przypraw. Marchew, pietruszkę i selera kroję na mniejsze kawałki celem podania ich razem z rosołem.


   Rosół podaję z domowym makaronem jajecznym. Daję na talerz również ugotowane w rosole pokrojone na mniejsze kawałki marchew, pietruszkę i selera oraz kawałki mięsa. Dekoruję posiekaną natką pietruszki oraz doprawiam na talerzu świeżo zmielonym pieprzem.

środa, 12 lutego 2014

lody mango

  Proste i szybkie.
Tak jak prawie każde lody, które przygotowuję w mojej kuchni. Potrzebne tylko śmietana i zmiksowane owoce. 
Następnie cierpliwe czekanie, aż się zmrożą.
Na koniec najprzyjemniejsze - zajadanie :).
  Dla mnie mango ma specyficzny smak, nie każdemu może przypaść do gustu smak takich lodów. Ale ja zawsze jestem ciekawa nowych smaków. Nam smakowały. Jeśli ktoś lubi smak mango zachęcam do zrobienia.
Składniki:
300 -350 ml śmietanki kremówki 30%
2 owoce mango

Wykonanie:
   Obieram mango, wyjmuję z nich pestkę. Wrzucam obrane do blendera i miksuję na jednolitą i gładką masę. Śmietankę (uprzednio schłodzoną) ubijam na sztywno mikserem. Następnie dodaję mus z mango i miksuję do czasu, aż połączy się ze śmietanką. Przelewam moje lody do pojemnika w którym będę je mroziła. Po wstawieniu lodów do zamrażarki wyjmuję je co jakiś czas żeby przemieszać widelcem, ma to zapobiec powstawaniu kryształków lodu. Po kilku godzinach lody gotowe. Zanim podam moje lody wyjmuję je i zostawiam, aby odtajały i dały się podzielić na porcje.

niedziela, 2 lutego 2014

spaghetti frutti di mare

          Szybkie spaghetti z owocami morza. To spaghetti jest z mrożonej mieszanki owoców morza. Robi się je szybko i równie szybko się zjada. To spaghetti robię zazwyczaj gdy nie mam czasu na stanie w kuchni. Potrzebne są tylko przede wszystkim mrożona mieszanka owoców morza, makaron spaghetti, białe wytrawne wino. Oprócz tego czosnek, oliwa, odrobina masła oraz natka pietruszki. Zazwyczaj wszystkie składniki mam - co oznacza, że w 10 minut mam gotową kolację.
Składniki:
mieszanka mrożonych owoców morza (kalmary, ośmiorniczki, krewetki, omułki) - 250 g
łyżka masła
2 łyżki oliwy
2-3 ząbki czosnku
pół szklanki białego wytrawnego wina
pomidorki cherry lub koktajlowe (jeśli nie mamy to pomijamy)
duża łyżka przecieru pomidorowego (dobrego, najlepiej domowego)
natka pietruszki
sól
świeżo mielony czarny pieprz

do podania: makaron spaghetti

Wykonanie:
Gotuję makaron al dente. W tym czasie rozpuszczam masło na patelni, dodaję oliwę i wrzucam obrany, pokrojony w plasterki czosnek. Mieszam chwilę, aby masło i oliwa nabrały aromatu  czosnku. Następnie wlewam wino i dodaję dużą łyżkę przecieru pomidorowego. Odparowuję sos odrobinę i wrzucam do niego rozmrożone owoce morza i pomidorki. Duszę wszystko razem chwilę (dosłownie 2-3 minuty). Posypuje całość posiekaną natką pietruszki. Mieszam z makaronem i od razu podaję.


sobota, 1 lutego 2014

"Papieżyca Joanna" - kilka słów o filmie

Jedni uważają istnienie papieżycy Joanny, że to bzdura rozpowszechniona przez Kościół. Inni natomiast, że to jedna z wielu tajemnic skrywanych przez Kościół.
Kościół zatuszował ślady o papieżycy Joannie - ale historycy potwierdzają, że wydarzenie miało miejsce. Zresztą to co zostało pominięte w księgach watykańskich lub nie zostało ujawnione - nie oznacza od razu,  że nie miało miejsca. Kościół niejednokrotnie zabierał głos na temat papieżycy Joanny. Gdy w XIX wieku zaczęło robić karierę obrazoburcza powieść Manuela Rodisa na temat papieżycy Joanny - grecki Kościół wydał nawet potępiającą encyklikę.
Film oparty został na książce Donny Woolfolk Cross pod tytułem "Papieżyca Joanna"
Co do filmu ja oglądałam go z ciekawością. doceniam w nim grę aktorską oraz scenografię, aktorzy grający w filmie wyraziści, jak dla mnie film dobrze nakręcony.
Pisząc o filmie nie będę dociekała czy historia jest prawdziwa czy też nie. Ja jednak mam nadzieję, że Joanna istniała naprawdę. Moim zdaniem dobrze, ze reżyser nie rozprawia się z legendą o Joannie - tylko wykorzystał kontrowersyjny temat - dla mnie to bardzo duży plus.
Film warty zobaczenia - jeśli ktoś nie słyszał o papieżycy Joannie, albo nie czytał o niej, ale też dla tych którzy lubią średniowieczne klimaty.
Nie czytałam wcześniej o papieżycy Joannie przed obejrzeniem filmu (jedynie wcześniej coś nie coś słyszałam).
Joanna to kobieta, która dorównywała niejednemu mędrcowi - intelektem, umysłem, bystrością (a nawet przewyższała). Jednak w średniowieczu, aby móc zgłębić wiedzę - jedynym wyjściem było porzucić kobiece suknie na rzecz męskich strojów - i tak właśnie Joanna zrobiła. Z czasem los rzucił ją do wiecznego miasta. Nie będę zdradzała całej fabuły  - jeśli ktoś ma ochotę obejrzeć zachęcam !
Dla mnie film to przede wszystkim historia kobiety, która walczy o swoje marzenia i prawa. W filmie można zobaczyć jak były marginalizowane kobiety w tamtych czasach, jak były traktowane. I właśnie w filmie taka kobieta przebiera się za mężczyznę, przywdziewa maskę - co pomaga jej realizować marzenia, dążyć do swoich celów i się realizować. Postać Joanny pokazuje ile kobieta może mieć sił i ile determinacji - aby pokonywać przeszkody, bariery. Jak silny może mieć charakter. Inna strona medalu to cena jaką musiała zapłacić za wszystko. Mimo, że Joanna świetnie radziła sobie w przebraniu mężczyzny - to jednak odezwała się w niej kobieca natura. Ale nie wszystko jest za darmo...
                                      
"Papieżyca Joanna"
reż. Sonke Wortmann
gatunek: biograficzny, dramat
produkcja: Hiszpania, Niemcy, W. Brytania, Włochy
                                                              

zupa pomidorowa z ryżem i śmietaną

  Taką zupę pomidorową mój domowy łakomczuch lubi najbardziej. Zabieloną śmietaną i zagęszczoną odrobiną mąki. Zresztą zje każdą pomidorówkę przeze mnie ugotowaną. Dzisiejsza pomidorowa jest z dodatkiem ryżu (nie miałam chwili na zagniatanie makaronu). Jeśli gotuję pomidorową lub rosół to podaję je zawsze z domowym makaronem.
Składniki:
2 gołębie (moje są z wiejskiej zagrody i zazwyczaj są bazą zup)
2 marchewki
pietruszka
kawałek selera
kawałek pora
kilka ziarenek ziela angielskiego
2 listki laurowe
150 ml śmietany
sól
świeżo mielony czarny pieprz
czubata łyżka mąki
300 ml przecieru pomidorowego
natka pietruszki do posypania zupy
dodatkowo do podania: ryż ugotowany na sypko
Wykonanie:
Mięso płuczę, wrzucam do garnka, dodaję obrane warzywa i zalewam przefiltrowaną wodą (tak aby wszystko przykryła). Dodaję listki laurowe i ziarenka ziela angielskiego. Gotuję z około 30 minut, aż warzywa i mięso będą miękkie. Wlewam przecier pomidorowy. Łyżkę mąki wsypuję do kubka, zalewam wodą i mieszam, aby powstała zawiesina. Następnie wlewam zawiesinę do zupy, dolewam śmietanę. Do śmietany można dodać odrobinę zupy i rozrobić (zahartuje się wtedy i nie zważy się wtedy w zupie). Na koniec zupę doprawiam do smaku solą  i świeżo mielonym czarnym pieprzem. Podaję z ryżem i posiekaną natką pietruszki.